piątek, 3 października 2014

Rozdział XI - Nie jestem perfekcyjna.

Opadam na kolana. Twardy grunt rozrywa materiał spodni i rani moją gołą skórę. Przede mną rozciąga się rząd złożony z dwudziestu trzech martwych trybutów. Żaden z nich nie oddycha, wszyscy nie żyją, a zwyciężczynią siedemdziesiątych czwartych Igrzysk Głodowych jestem ja. Glimmer Belcourt. Ta stracona. Ta, której dusza odchodzi. Ta, która nie tak wyobrażała sobie wygraną. Ja umarłam inaczej. W duszy. 
Budzę się cała zlana potem. Ten sen był taki realistyczny! Ale na szczęście to nie jest prawdą i tak na pewno nie będzie. Ech. Próbuje przekonać samą siebie... Ciemne chmury przesłaniają błękit nieba. To już trzeci dzień bez trupów, więc podejrzewam, że akurat dzisiaj zacznie się gra organizatorów. Spoglądam na wysokie drzewo. Katniss jeszcze śpi, przywiązana liną, żeby nie spaść. Kręcę głową i uśmiecham się szyderczo. Rozglądam się zaniepokojona, gdyż słyszę szelest. Wodzę wzrokiem po otoczeniu, jednakże nie zauważam nic podejrzanego. Ponownie kładę głowę na ramieniu Catona, zapadam w głęboki sen.
Krwawię. Próbuje biec, jednak przewracam się i nici z tego. Nawet nie wiem przed czym uciekam. Za sobą słyszę tupot kroków i złowieszczy śmiech. Nie mam odwagi się odwrócić i zobaczyć, co jest sprawcą tej akcji. Chcę dostać się do bezpiecznego miejsca, w którym będę miała jakiekolwiek szanse na przeżycie. Szkarłatna ciecz leje się na piękną, zieloną trawę. Barwi ją na czerwono, rośliny uginają się pod wpływem kropel. Docieram pod jakieś drewniane drzwi, które umieszczone są w samym sercu łąki. Z nich wydobywa się białe światło i jedna ręka, którą ktoś do mnie wyciąga.
- Chodź do nass... Jesteśmy przyjaciółmi... - syczący głos wzywa mnie do środka. Zastanawiam się co zrobić. Odwracam się w stronę tego co mnie goni. Jakiś potwór z wyłupiastymi oczami, bladą skórą i ostrymi, wystającymi z gęby, zębami, rzuca się na mnie i zaczyna gryźć w różne części ciała. Łzy spływają po moich policzkach. Krzyczę. Mój głos miesza się z tym nieprzyjemnym dla ucha głosem osoby, która twierdzi, że jest moim przyjacielem.
Z sennego koszmaru wyrywa mnie odgłos trzaskanych gałęzi. Z początku nie wiem o co chodzi. Słyszę przeraźliwe krzyki sojuszników. Duże osy siadają na mojej skórze i zaczynają mnie gryźć. Czuję, że w tych miejscach tworzą się jakieś gule.
- Do jeziora! - krzyczy przywódca naszego sojuszu, a inni zaczynają powtarzać jego słowa. Tylko ja nie mam siły, czuję się strasznie słabo. Kręci mi się w głowie i zdaje się, że przede mną stoją wielkie, śmieszne mrówki. Czuję wielkie pieczenie, opadam na kolana i ponownie wstaję.
 
Wymachuje rękoma, piszczę i nawołuje pomocy. A sojusznicy sobie uciekają, zostawiają mnie samą! Zauważam Emmę wbiegającą w krzaki. W końcu upada na twardy grunt, słyszę jej przeraźliwy, przeciągły krzyk.
- Clove, chodź za mną! - słyszę nawoływania blondyna. Martwi się o nią, on naprawdę ją kocha.
- Glimm! - szatynka próbuje złapać mnie za posiniaczoną rękę, jednak już nie zdąża, zostaje pociągnięta przez blondyna z swojego dystryktu. Moje łzy spływają po ''górach'' jakie tworzą gule wielkości dojrzałych śliwek. On jest podłą szumowiną! Niby mnie lubił, a teraz ma mnie w dupie!
Lawina śnieżna goni pełny sojusz zawodowców. To dopiero drugi dzień Igrzysk, a oni już nasyłają na nich zagrożenie. Trybutka z Czwórki przewraca się i stacza po śnieżnej górze. Obija się o twardy grunt, krzyczy. Piętnastoletnia dziewczyna z Jedynki uskakuje w bok zostawiając ją samą. Chłopak z tego samego dystryktu, oraz jego koledzy z Drugiego i Czwartego, skaczą w tą samą stronę. Tamta zostaje sama, wykrzykuje błaganie ich imiona. Jednakże wszyscy ją opuszczają, a ona zostaje zasypana. Mija pięć minut i umiera. Wystrzał armatni.
I tak stanie się ze mną. Bo oni mnie zostawili i tak naprawdę nie byli prawdziwymi przyjaciółmi.
Prawdziwy przyjaciel nigdy cię nie zostawi.*
Nadal piszczę nawołując pomocy. To jest bez sensu, gdyż i tak zginę. Nie tak chciałam skończyć. Nie tak miała umrzeć Glimmer. Mój ojciec na pewno się na mnie zawiódł. Dystrykt też. Niby miałam duże szanse na wygraną, ale... Tak naprawdę, od początku Igrzysk byłam zwykłą trybutką, która miała zachwycić publiczność, a potem wzruszyć ją swoją śmiercią. Tak. To było celem Kapitolu. Chcieli mnie zabić. Te fałszywe słówka Caesara na wywiadzie. To wszystko jest ustawione. Wygrywa tylko jedna osoba. I nie jest ona najlepsza. To ta, która miała szczęście. A ja najwidoczniej go nie posiadam. Chcę uciekać, ale co krok upadam. Próbuje odepchnąć je rękoma. Ale to tylko wznieca większy pożar.
Na arenie tego roku była pewna trybutka z naszego dystryktu, która zawsze miała nieszczęście. W Akademii, widziałam, jak jej dokuczali, gdy coś jej się nie udało. Zawsze była poniżana i szczerze mówiąc - było mi jej szkoda. Kiedy miała szesnaście lat i została wylosowana, wszyscy się zawiedli i mruczeli, że ona nie zwycięży i przyniesie nam hańbę. Ale... Okazało się, że w Ośrodku Szkoleniowym i na arenie szło jej bardzo dobrze. Zdobyła najwyższą notę z Pokazu Indywidualnego, bo aż dziesięć, przetrwała pierwsze dni. Posługiwała się toporami. Była w sojuszu z innymi zawodowcami. Pewnej nocy, gdy jej sojusznicy spali, a ona była na warcie, podeszła i dźgnęła trybuta z Czwórki prosto w serce. Szybko, zanim reszta się zbudziła, wbiła w niego strzałę, która wykończyła żywot. Przetarła zakrwawiony topór, po czym udawała przerażoną.
- O mój boże! - wszyscy się zbudzili na dźwięk wystrzału armatniego i tych słów. Zauważyli martwego sojusznika. Koleżanka z jego dystryktu zaczęła łkać i błagać, żeby wrócił bowiem byli parą.
- Kto to zrobił? - krzyknął przerażony trybut z Dwójki.
- Nie wiem! Strzała się wbiła w jego gardło i serce, po czym on zmarł.
I nagle, ciemna puma rzuciła się na dziewczynę i zagryzła ją na śmierć. Wystrzał armatni przeszył powietrze.
- Chodźcie do wody! - wrzeszczy Marvel w oddali. Zapewne do Clove i Catona, bo uznał, że ja nie mam szans. Albo po prostu nie obchodzi go los blondynki z swojego dystryktu.
Na początku szczęście, a potem śmierć. Tak, jak w moim przypadku. Teraz już nie ma ratunku. Zginę marnie, będę błąkać się po arenie, jak wszyscy, których zamordowałam. I w końcu dzieje się to czego nigdy, aż do teraz, się nie spodziewałam. Padam na ziemię, bąble wytwarzają jakieś ohydne płyny. Nie mam już sił. Ja umieram.
Matce, która zawsze była przy mnie. Aż do śmierci, która szybko nadeszła. Może to przez to stałam się fanką Igrzysk, która zgłasza się na trybuta i ginie w męczarniach. Ale ja udawałam, że jestem Perfekcyjną Glimmer. Maska zawsze gościła na mojej twarzy. Zatrzymuje się, nie mogę się ruszyć. Wszystko mnie boli, czuję wielkie pieczenie. Mam wrażenie, że stałam się dużo grubsza... Słyszę stukot, ktoś spada z drzewa i zmierza w mą stronę. To Katniss! Nie! Ona nie może dostać mojego łuku! Teraz rozumiem. Nie jestem perfekcyjna.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witam po raz ostatni! To już koniec, jak widzicie. Panna Idealna zginęła i już nigdy nie powróci. Szkoda, że tak szybko i tak tragiczną śmiercią. Pewnie uważacie, że, jak na ostatni rozdział to jest za krótki i zbyt dużo gifów, ale chciałem Wam ułatwić wyobrażenie sobie tego wszystkiego. Dziewczyna zrozumiała, że tak naprawdę nie była idealna w każdym stopniu. Może trochę za dużo wspomnień z innych Igrzysk, ale chciałem to jakoś wytłumaczyć, nie wiem, jak to powiedzieć. Szkoda, że już muszę rozstać się z tym blogiem. Nawet to dobrze się nie rozkręciło. Osobiście uważam, że Suzanne Collins mogła pozwolić jej przeżyć dłużej. Nie wiem - przynajmniej do ósmego dnia Igrzysk. Jest postacią ciekawą.
No dobra. Czas na podziękowania.
Nieoficjalnej - Za to, że zawsze komentowała i pisała ze mną na GG i motywowała komentarzami.
Koledżance - Z którą prowadzi się świetne rozmowy, która motywuje i bardzo lubi spoilery.
Snowowi - Który lubi przeklinać... Co jest bardzo nieładne, jak to mówi Alice z bloga... zobaczycie później XD No i ten, który choć nienawidzi Glimmer to czytał i komentował.
Paulli K - Która pisała dość długie komentarze(chociaż mówi, że nie potrafi ich pisać, ale co tam XD). I, która mówi, że ma kompleksy, bo wstawiam często rozdziały, a ona rzadko. Ale ona ma lepsze! B|
Rose - Uwielbiam jej długie, motywujące komentarze. Dopiero niedawno zaczęła tego bloga czytać i przykro mi, że musi tak szybko się z nim rozstawać.
Martynie XxX - No cóż... Też pod koniec, ale naprawdę dziękuje!
I reszcie - za wszystko.
Polecam:
http://69-igrzyska-glodowe.blogspot.com/
http://grobowiec-nieoficjalnablog.blogspot.com/
http://lightanddarkangels.blogspot.com/
http://www.mlodziiwaleczni.blogspot.com/
http://igrzyskakochamiszanuje.blogspot.com/
http://hogwart-naszymi-oczami.blogspot.com/
http://igrzyska-smierci-dystrykt-4.blogspot.com/
A teraz coś na rozweselenie, żeby nie było tak smętnie na tych przemówieniach! :D
Cześć!

Obserwatorzy

Zawodowcy