- Coś się działo, gdy spaliśmy? - patrzę na niego pytającym wzrokiem. Na jego twarzy pojawia się uśmiech, a potem wybucha śmiechem.
Marszczę brwi nie rozumiejąc o co chodzi.
- To... chyba... prawda - mówi między napadami śmiechu. - Kochaś kocha Igrającą z Ogniem. W nocy jęczał jej imię. Chyba sobie wyobrażał coś ciekawego... - tłumaczy, a ja również nie mogę się powstrzymać od śmiechu. Nie chcę wiedzieć, jak on to sobie wyobrażał. Po chwili budzi się niczego nieświadoma reszta. Załatwiamy najpotrzebniejsze sprawy, a następnie pakujemy wszystko i ruszamy dalej w poszukiwaniu ofiar. Panuje grobowa cisza, którą postanawiam przerwać. W końcu nie możemy być tacy sztywni!
- No chodźcie! Najwyżej zginiecie wcześniej, co za różnica! - krzyczę na całą arenę, a towarzysze chichoczą. Clove specjalnie potrząsa swoimi czarnymi włosami uderzając Peetę w oczy. Ten syczy cicho i zaczyna gładzić obolałe miejsce.
- Ojej, nic ci nie jest? - słodzi Marvel żartobliwie. Ale oczywiście Cato musi się wtrącić i zaprzestaje naszych uwag. Nagle z krzaków wyskakuje trybut z Dziesiątego Dystryktu. Z początku nas nie widzi, ale, gdy ta chwila nastaje, wytrzeszcza oczy.
- Witaj - szepczę mu do ucha. - Jak masz na imię?
- Jason - odpowiada łkając. Kątem oka dostrzegam, że jego spodnie są oblane, a żółta ciecz leje się na grunt.
- Obsikałeś się - pokazuje swoje białe, jak perły zęby. Wszyscy w pobliżu wybuchają śmiechem, tylko on jest jakiś zawstydzony. Ale co się dziwić? Największa ciota Igrzysk Głodowych! Na jego miejscu wolałabym zostać przez nas zabita. Zwracam się do przywódcy sojuszu obserwującego tą sytuacje z największym zainteresowaniem. - Zabić?
- Nie - jego słowa mnie zaskakują. Przecież chcemy pozbyć się przeciwników! - Weźmiemy go spętanego. Jeśli będziemy potrzebowali się na kimś wyżyć, to lepiej na nim niż na sojusznikach - dodaje, co jest o wiele lepszym rozwiązaniem. Wyciągam z plecaka linę, zaplatam jego ręce i ciągnę za sznurek. Słyszę jego syknięcie, więc parskam śmiechem i idę za Emmą.
- Jak myślicie, gdzie znajduje się Igrająca z Ogniem? - pyta Clove. - Może poszukuje Kochasia, który ją zdradza! Ha!
Spoglądam na Dwunastkę i widzę żal w jego oczach. Czyżby żałował, że ją zdradza z taką łatwością? Jeśli tak, to pewnie niedługo nas zdradzi! Trzeba go zabić. I jeszcze dzisiaj powiadomię o tym Catona. Tak nie może być! Ktoś odpowiada na pytanie zadane przez brunetkę z Dwójki, jednakże ja jestem zbyt zamyślona, żeby rozróżnić głos. Kapitol pewnie się nudzi, nie ma wielu trupów, a to Igrzyska. Powinniśmy się zabijać. Zatrzymuje się pod drzewem, przyczepiam do niego naszą ofiarę i spoglądam jej głęboko w oczy.
- Glimmer? - słyszę za sobą głos Emmy. - O co cho...
Nie kończy, gdyż widzi, jak rozcinam wargę chłopca z Dziesiątki. Ma ciemną karnacje, jest brunetem o brązowym kolorze oczu. Jego czerwona kurtka praktycznie zlewa się z glebą i liśćmi spadającymi z drzew. Słyszę ćwierkanie ptaków, zlatują z cienkich gałęzi. Tworzą uspokajającą muzykę zupełnie nie pasującą do krzyków mojej ofiary i śmiechów sojuszników. Rozcinam jego prawą rękę, szkarłatna ciecz spływa na moje buty.
- Ty nieudaczniku! Ubrudziłeś je! - unoszę lśniący nóż odbijający się w blasku słońca, które zaraz dla Dziesiątki wygaśnie. Tak samo będzie z resztą. Śmierć dopadnie każdego i nic na to nie poradzimy! A ja postanawiam mu to wszystko ułatwić, żeby nie umierał jako staruszek! Jemu wygrana się nie przyda, ja potrzebuje jej najbardziej! Tak. To właśnie prawdziwa Glimmer. Perfekcyjna, wredna, narcystyczna! Już mam zatopić ostrze w jego sercu i delektować się odgłosem wystrzału armatniego, ale coś mnie lekko odpycha i zwraca uwagę. To Cato stoi i wpatruje się we mnie z wielkim uśmiechem.
- Co? Znowu chcesz mnie uderzyć? - syczę, odgarniając połyskujące włosy. Widzę, że Cato wyciąga miecz. Clove mocno chwyta go za ramię i próbuje uspokoić i chyba tylko to ratuje mnie od śmierci.
Jestem jej wdzięczna za to wszystko. Nie powinnam się tak narażać. Zastanawiam się, czy oni mają już jakiś plan, jak się nawzajem zamordować. W końcu są razem i to na pewno będzie ciężkie. Chyba, że się nie kochają. I znowu przypominam sobie o swojej drugiej połówce. A ja jeszcze mówiłam sobie, że po wygranej go rzucę. Dopiero teraz rozumiem, że bez niego nie mogę żyć.
Przekonujemy się, że druga osoba jest bardzo potrzeba dopiero wtedy, gdy nam jej zabraknie.
Chłopak zatrzymuje mnie przed Akademią. Widać, że się denerwuje, a ja nawet go nie znam.
- Glimmer, wiem, że się ze sobą nawet nie przyjaźnimy. Ale ja za tobą szaleje! Myślę o tobie przed snem, chyba się zakochałem! - informuje podekscytowanym głosem, a ja nie wiem co o tym myśleć.
- Nie - odpowiadam stanowczo. - Nie będę twoją dziewczyną. Gościu, ja ciebie nawet nie znam! Nie mogłeś mi tego powiedzieć wcześniej? Daj mi spokój! - mówię, omijam go i ruszam dalej z kapturem na głowie. Znikąd, przede mną pojawia się on.
- A jakbym powiedział wcześniej to coś by się zmieniło? Możemy tak zacząć od teraz!
- Nie - powtarzam swoją poprzednią odpowiedź.
- Oj, no weź! - marudzi. Zachowuje się, jak dziecko. I to jego słownictwo. Czy on nie wie, że nadal ubolewam po śmierci mojego chłopaka, który całował się z moim wrogiem? Może to głupie, każdy powtarzał mi, że on nie jest mnie wart, ale tak jakoś wyszło, że nadal go kocham. Chociaż jest zimnym trupem leżącym w grobie.
- No chodźcie! Najwyżej zginiecie wcześniej, co za różnica! - krzyczę na całą arenę, a towarzysze chichoczą. Clove specjalnie potrząsa swoimi czarnymi włosami uderzając Peetę w oczy. Ten syczy cicho i zaczyna gładzić obolałe miejsce.
- Ojej, nic ci nie jest? - słodzi Marvel żartobliwie. Ale oczywiście Cato musi się wtrącić i zaprzestaje naszych uwag. Nagle z krzaków wyskakuje trybut z Dziesiątego Dystryktu. Z początku nas nie widzi, ale, gdy ta chwila nastaje, wytrzeszcza oczy.
- Witaj - szepczę mu do ucha. - Jak masz na imię?
- Jason - odpowiada łkając. Kątem oka dostrzegam, że jego spodnie są oblane, a żółta ciecz leje się na grunt.
- Obsikałeś się - pokazuje swoje białe, jak perły zęby. Wszyscy w pobliżu wybuchają śmiechem, tylko on jest jakiś zawstydzony. Ale co się dziwić? Największa ciota Igrzysk Głodowych! Na jego miejscu wolałabym zostać przez nas zabita. Zwracam się do przywódcy sojuszu obserwującego tą sytuacje z największym zainteresowaniem. - Zabić?
- Nie - jego słowa mnie zaskakują. Przecież chcemy pozbyć się przeciwników! - Weźmiemy go spętanego. Jeśli będziemy potrzebowali się na kimś wyżyć, to lepiej na nim niż na sojusznikach - dodaje, co jest o wiele lepszym rozwiązaniem. Wyciągam z plecaka linę, zaplatam jego ręce i ciągnę za sznurek. Słyszę jego syknięcie, więc parskam śmiechem i idę za Emmą.
- Jak myślicie, gdzie znajduje się Igrająca z Ogniem? - pyta Clove. - Może poszukuje Kochasia, który ją zdradza! Ha!
Spoglądam na Dwunastkę i widzę żal w jego oczach. Czyżby żałował, że ją zdradza z taką łatwością? Jeśli tak, to pewnie niedługo nas zdradzi! Trzeba go zabić. I jeszcze dzisiaj powiadomię o tym Catona. Tak nie może być! Ktoś odpowiada na pytanie zadane przez brunetkę z Dwójki, jednakże ja jestem zbyt zamyślona, żeby rozróżnić głos. Kapitol pewnie się nudzi, nie ma wielu trupów, a to Igrzyska. Powinniśmy się zabijać. Zatrzymuje się pod drzewem, przyczepiam do niego naszą ofiarę i spoglądam jej głęboko w oczy.
- Glimmer? - słyszę za sobą głos Emmy. - O co cho...
Nie kończy, gdyż widzi, jak rozcinam wargę chłopca z Dziesiątki. Ma ciemną karnacje, jest brunetem o brązowym kolorze oczu. Jego czerwona kurtka praktycznie zlewa się z glebą i liśćmi spadającymi z drzew. Słyszę ćwierkanie ptaków, zlatują z cienkich gałęzi. Tworzą uspokajającą muzykę zupełnie nie pasującą do krzyków mojej ofiary i śmiechów sojuszników. Rozcinam jego prawą rękę, szkarłatna ciecz spływa na moje buty.
- Ty nieudaczniku! Ubrudziłeś je! - unoszę lśniący nóż odbijający się w blasku słońca, które zaraz dla Dziesiątki wygaśnie. Tak samo będzie z resztą. Śmierć dopadnie każdego i nic na to nie poradzimy! A ja postanawiam mu to wszystko ułatwić, żeby nie umierał jako staruszek! Jemu wygrana się nie przyda, ja potrzebuje jej najbardziej! Tak. To właśnie prawdziwa Glimmer. Perfekcyjna, wredna, narcystyczna! Już mam zatopić ostrze w jego sercu i delektować się odgłosem wystrzału armatniego, ale coś mnie lekko odpycha i zwraca uwagę. To Cato stoi i wpatruje się we mnie z wielkim uśmiechem.
- Co? Znowu chcesz mnie uderzyć? - syczę, odgarniając połyskujące włosy. Widzę, że Cato wyciąga miecz. Clove mocno chwyta go za ramię i próbuje uspokoić i chyba tylko to ratuje mnie od śmierci.
Jestem jej wdzięczna za to wszystko. Nie powinnam się tak narażać. Zastanawiam się, czy oni mają już jakiś plan, jak się nawzajem zamordować. W końcu są razem i to na pewno będzie ciężkie. Chyba, że się nie kochają. I znowu przypominam sobie o swojej drugiej połówce. A ja jeszcze mówiłam sobie, że po wygranej go rzucę. Dopiero teraz rozumiem, że bez niego nie mogę żyć.
Przekonujemy się, że druga osoba jest bardzo potrzeba dopiero wtedy, gdy nam jej zabraknie.
Chłopak zatrzymuje mnie przed Akademią. Widać, że się denerwuje, a ja nawet go nie znam.
- Glimmer, wiem, że się ze sobą nawet nie przyjaźnimy. Ale ja za tobą szaleje! Myślę o tobie przed snem, chyba się zakochałem! - informuje podekscytowanym głosem, a ja nie wiem co o tym myśleć.
- Nie - odpowiadam stanowczo. - Nie będę twoją dziewczyną. Gościu, ja ciebie nawet nie znam! Nie mogłeś mi tego powiedzieć wcześniej? Daj mi spokój! - mówię, omijam go i ruszam dalej z kapturem na głowie. Znikąd, przede mną pojawia się on.
- A jakbym powiedział wcześniej to coś by się zmieniło? Możemy tak zacząć od teraz!
- Nie - powtarzam swoją poprzednią odpowiedź.
- Oj, no weź! - marudzi. Zachowuje się, jak dziecko. I to jego słownictwo. Czy on nie wie, że nadal ubolewam po śmierci mojego chłopaka, który całował się z moim wrogiem? Może to głupie, każdy powtarzał mi, że on nie jest mnie wart, ale tak jakoś wyszło, że nadal go kocham. Chociaż jest zimnym trupem leżącym w grobie.
Znajdujemy miejsce do snu. Co prawda, jest dość wcześnie, ale lepiej znaleźć je teraz niż szukać jej później
- Emma, pozbieraj drewna. Tym razem nadającego się do rozpalenia ogniska! - syczy na szatynkę, która mrucząc coś pod nosem, rusza w głąb lasu. Teraz zwraca się do mnie. O bogowie, czy powinnam być dumna z tego zaszczytnego czynu? Wprost uwielbiam sarkazm i ironię! - Idź za nią i przy okazji coś upoluj! Jeśli chcesz coś jeść!
- A jaśnie książę będzie się lenił? - wyrzucam zanim zdążam ugryźć się w język. Na ostrej twarzy Catona pojawia się uśmiech, po czym wybucha i krzyczy na całą arenę.
- A czy przypadkiem nie zapominasz, kto tutaj rządzi? - łapie mnie mocno za bark i spogląda głęboko w oczy. Czuję ból przeszywający miejsce, które ściska.
- Puść mnie - syczę przez zaciśnięte zęby, a chłopak wykonuje moje polecenie. Wyciągam łuk, napinam strzałę na cięciwę, odwracam się na pięcie i zagłębiam się w las. Szum liści, szelest przebiegających zwierząt. To słychać na każdym kroku wędrówki. Do tej pory udaje mi się zdobyć pięć królików. To dziwne... Nigdy nie zjadłabym tego typu zwierzęcia, ale nie chcę głodować na arenie. Jestem koło obozowiska, z daleka zauważam całujących się Clove i Cato. Bardzo dobrze się bawią. Odchrząkuje, jednak nic sobie z tego nie robią.
- Przepraszam! Czy mogę państwu przerwać? - udaję poruszoną tą całą sytuacją. Oni odwracają się w moją stronę, na ich policzkach widnieją rumieńce. Sarkastyczny uśmiech wykrzywia moją twarz. Rzucam zwierzynę na koc i przysiadam sobie wygodnie na ziemi.
- Gdzie Marvel? - pytam obojętnie. Trybuci z Dwójki są zdziwieni tą moją obojętnością. Ale co? Całowanie to przecież normalna rzecz! Tak samo, jak seks. Nie rozumiem, dlaczego te rzeczy są tematem tak zwanego Tabu. Nie doczekuje się odpowiedzi, wraca chłopak z mojego dystryktu, oraz Emma. Przygotowujemy jedzenie, zjadamy każdy po tej samej porcji, upijamy trochę wody i kładziemy się do snu przywiązując niewolnika do ziemi. Wartę bierze Clove i Cato.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Nowy rozdział dosyć późno! Mi tam się nawet podoba, ale nie wiem, jak Wam! Dziękuje za komentarze pod poprzednim rozdziałem! Jeszcze dwa rozdziały i koniec... Ech, to takie smutne.
Właśnie! Ja też tego nie rozumiem! XD
OdpowiedzUsuńEeee. Znowu wróciła ta wredna, nielubiana przeze mnie Glimm.><
Eeeeeeeeeeeeeeeeeee.... Peeta śniący o seksie z Katniss? Why not! XD
Ale smutno, że Glimm kogoś tak mocno kochała mimo, że ją zdradził. To takie "aww". I śmieszne jest to wyznanie tego drugiego chłopaka: "- Glimmer, wiem, że się ze sobą nawet nie przyjaźnimy. Ale ja za tobą szaleje! Myślę o tobie przed snem, chyba się zakochałem!". Też tak chcę! XD
NONONONONO KONIEC KOMENTARZA.
No cóż... :D XD Dziękuje za komentarz :D
UsuńPeeta i jego mokre sny? whatever Kto Picie zabroni? Tak i od tego momentu tego słowa zacznij dopiero czytać komentarz bo coś mi się w głowie przewraca i sam widzisz co piszę hahahahahahahha Glimmer grrr jak ja jej nie lubię, ale rechabilitujesz się wątkiem Clato <3
OdpowiedzUsuńJeszcze dwa i koniec -_- Szkoda, ale coś się kończy coś się zaczyna.
Lubię twojego Cato, choć może dlatego, że gra tutaj czarny charakter, a ja mam w większości ( nie zawsze) do takich słabość!
Ogólnie rozdział bardzo pozytywnie mnie zaskoczył, naprawdę super!
Paulla K
Ps. zapomniałam klipa ze mnie. Pozdrawiam i życze weny
Ps.2 Udało mi się nagiąć czasoprzestrzeń i zostawić kom jedna najczęściej będę komentować w weekend w roku szkolnym. WIęc wiesz nei zapinam tylko w wiekszość szkoła nie pozwala.
Paulla i długie komentarze! :D Też lubię czarne charaktery... xD Dziękuje za piękny kom :D
UsuńTyryryryryry :'D
OdpowiedzUsuńRozdział sztosik.
Glimm za niedługo umrze. :')
Weny (chyba pobiłam swój rekord najkrótszego komentarza)
XD Nie. Kiedys napisalas krotszy, na ktoryms blogu.
UsuńWychowana w Sektorze Omega, Nicoll zostaje wybrana, aby wraz z innymi nowicjuszami rozpocząć szkolenie w Sektorze Beta i stać się bezlitosnym żołnierzem i służyć swojemu państwu. Nowy sektor nie przypomina jej domu, jest jego całkowitym przeciwieństwem. Mimo to Nicoll musi ukończyć szkolenie i podporządkować się panującym zasadom. Bo za złamanie zasad ponosi się najwyższą karę...
OdpowiedzUsuńa link tu-->http://srebrnarzeka-julkalove.blogspot.com
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńHistoria opowiedziana z perspektywy dwudziestoletniego Colina, który, posiadając swoją własną filozofię, idzie przez życie nie zważając na niczyje uczucia. Podróżuje po świecie starym samochodem, zabierając ze sobą autostopowiczów, zawierając nowe znajomości, wysłuchując historii nowo poznanych ludzi. Na trasie z Newcastle do Sunderland zatrzymuje go młoda dziewczyna, próbująca za wszelką cenę dostać się na drugi kraniec kraju, na Glastonbury Festival. Cole podejmuje się wyzwania i rozpoczyna długą podróż z tajemniczą nastolatką, która coraz bardziej zaczyna go intrygować.
OdpowiedzUsuńPrzepraszam za spam i serdecznie zapraszam na freedom-moments.blogspot.com