środa, 9 lipca 2014

Rozdział III - Parada Trybutów.

- Spotkamy się jeszcze? Jeśli tak, to jutro o północy, trzecie piętro.
Jego gadkę(na szczęście) przerywa głos młodego mężczyzny. Ma długie brązowe włosy, ubrany jest w ciemny strój.
- Wszyscy za mną!
Wchodzimy do wielkiej windy. Numerek piętra odpowiada numerkowi dystryktu. Ja klikam jeden, dojeżdżamy na pierwsze piętro. Jednak jakieś ręce zabierają mnie za sobą.
Siwiejący już mężczyzna nazywa się Santiago, ubrany jest w złote książęce ciuchy, a w pomarszczonej ręce trzyma błyszczące lusterko. Nie wiem, dlaczego, ale w ogóle się nie odzywa, od razu zabiera się za poprawianie mi włosów. Nieprzyjemnie wiedzieć, że jakiś obleśny staruszek dotyka moich ślicznych blond włosów. Uśmiecham się do lusterka, do pomieszczenia wchodzi następna członkini mojej Ekipy Przygotowawczej. Jest tęgą kobietą o fioletowych włosach, ubrana jest w fioletowe futro, wygląda na bardzo cenne. Ona, jednak zachowuje się jakby nie było nic warte i, gdyby nigdy nic zaczyna robić mi makijaż. Kiedy zamierzam zadać pytanie, wyprzedza mnie Santiago. Wlepia swoje szare oczy w twarz koleżanki, po czym przemawia tym nieprzyjemnym dla ucha Kapitolińskim akcentem.
- Sasharo spinać czy zostawić rozpuszczone?
- Hmmm... Ja myślę, że lepiej zostawić rozpuszczone.
Muszę zamykać oczy, pozwalać, żeby coraz więcej warstw padało na mą twarz.
- Teraz to już tylko roboty Paryssi(Paryssji) - przewracam oczami, nie mam zamiaru siedzieć na tym głupim krześle i czekać na jakoś Paryśkę, czy jak jej tam było. Na jedno wychodzi w każdym razie. Na moje szczęście długo nie czekam, bo po chwili przed moimi oczami pojawia się wysoka kobieta o niebieskiej skórze. Siedząc, sięgam do jej brzucha, który jest tak chudy... Oglądam ją uważnie, Parysia jest anorektyczką. Nie wolno mi się śmiać z czyjegoś nieszczęścia, ale to wygląda tak śmiesznie... Kapitolińczyczka zaczyna mnie upiększać, nie jest mi to potrzebne, ale zawsze lepiej ukażę się na ekranach Panem. Jestem ciekawa jaki strój przygotowała dla mnie stylistka. Pamiętam, że na siedemdziesiątych pierwszych igrzyskach głodowych trybuci ubrani byli za gladiatorów. Stroje były fajne, ale to nie było zbyt oryginalne. Mam nadzieje, że ja wyglądać będę pięknie. Wszystkiego można się spodziewać po mieszkańcach Kapitolu, tym bardziej po tych kosmitach, którzy właśnie kończą mnie malować. Santiago łapie mnie za rękę i pomaga wstać z wygodnego krzesła.
- Nie patrz w lustro, obejrzysz się dopiero po spotkaniu z Mollier. - Podejrzewam, że to kobieta, która przygotowała dla mnie strój i właśnie wchodzi do środka pomieszczenia. Rzuca mi ubrania zakazując na nie patrzeć, pilnuje mnie kiedy się przebieram.
- Będziesz tak tutaj stać? - pytam wrednie. Nie słyszę odpowiedzi, więc tylko mruczę pod nosem i przebieram się w podane mi ubrania. Kiedy jestem gotowa, wchodzimy do windy i jedziemy na górę. Zatrzymujemy się w jakimś korytarzu. Jest tutaj kilka drzwi prowadzących zapewne do naszych pomieszczeń, pokojów. Tam czeka też na nas Marvel ubrany w różowy strój. Wygląda śmiesznie i trochę głupkowato, zaraz, on sam jest głupkowaty. Zdążyłam go znielubić, podpadł mi już w pociągu. Chłopak szczerzy się patrząc na mnie, o co mu może chodzić? Przecież nie mogę wyglądać aż tak źle, ja jestem zawsze piękna! Po chwili z jasnego pomieszczenia wychodzi Cashmere, wygląda ślicznie w krótkiej, srebrnej sukience. Zawsze ją podziwiłam, jest moją idolką.
- No dobrze kochani. Zapewne wiecie po co były te przygotowania i spotkania z tymi uroczymi ludźmi - w tym momencie uśmiecha się do szóstki dziwolągów. Ekipa Przygotowawcza Marvela przyszła tu razem z nim. - Przygotowali oni was na Paradę Trybutów. Wiecie co to jest, mam nadzieje przynajmniej. - I kończy swoją przemowę. - A teraz powędrujemy do rydwanów, tam zobaczycie jak wyglądacie i w ogóle. - Ciągnąc nas za ręce, Cashmere rusza przed siebie. W końcu znajdujemy się przy miejscu zwanym Rydwanami. Na samym środku rozłożony jest czerwony dywan, na którym stoją karoce z końmi, jedna za drugą. Zwierzęta są czarne jak węgiel, śliczne. W końcu robi się zamieszanie, przybywają trybuci z innych dystryktów, słychać głosy, pochwały i uwagi. Stajemy koło karocy przeznaczonej dla Pierwszego Dystryktu, Santiago kłaniając się pokazuje mi lusterko. Na sobie mam różowe futro, pokryte błyszczącymi cekinami i piórami, reprezentujące głównie luksusowe, eksportowe towary z mojego dystryktu. Jasne włosy mam rozpuszczone, a na nich wielką, fioletową koronę z piórami i włochate bolerko. Strój jest idiotyczny, ale już nie ma odwrotu.
- Trybuci proszeni do rydwanów. - Rozbrzmiewa głos jednej z organizatorek Igrzysk.
Wchodzę do rydwanu, przełykam ślinę i mruczę pod nosem ''Występ czas zacząć''.
Błysk reflektorów, gwar widowni... To i wiele, wiele więcej spotykam po wyjechaniu na zewnątrz. Jest ciemno, piękne kolorowe lampki oświetlają drogę i twarze Kapitolińczyków. Wiatr wieje mi w twarz, bolerko i korona lekko powiewają. Uśmiecham się, macham ręką do zadowolonych ludzi. Marvel wydaje się być trochę zaskoczony, na pewno podoba się mniej ode mnie.
Pojawiamy się nawet na ekranach pojawiamy się my, trybuci z Pierwszego Dystryktu, Glimmer, zwyciężczyni Siedemdziesiątych Czwartych Igrzysk Głodowych. Po kilku minutach coś się zmienia, nie pokazują nas - zawodowców, widzę Dystrykt Dwunasty. Katniss Everdeen i Peeta Mellark, oni płoną. Kieruje swój wzrok na wielkie ekrany, trybuci są zdziwieni. W końcu znajdujemy się pod wielkim balkonem. Na sam środek wychodzi Prezydent Snow, gestem ręki ucisza tłum szczęśliwych ludzi. Ogień na strojach Dwunastego gaśnie, Dziesiątka szepcze coś do siebie. 
- Witajcie, witajcie w tej pięknej chwili, dzisiaj poznajemy trybutów Siedemdziesiątych Czwartych Igrzysk Głodowych! - przemawia siwy Prezydent. Na jego brodzie jest kropla krwi, zastanawiam się, skąd ona tam jest. Może to tylko trochę wina. - Wszyscy macie piękne stroje, styliści odwalili kawał dobrej roboty. A więc - pomyślnych Igrzysk Głodowych i niech los zawsze Wam sprzyja! Konie odjeżdżają, kiedy ponownie jesteśmy na rydwanach, wyskakujemy z powozu. Wkurzona idę
Mój pokój ma różowe ściany, jasne panele, dwuosobowe łóżko i kilka półek, szafek. Ściągam z siebie te ohydne ubrania, nie mam zamiaru ich dłużej nosić.
_______________________________________________________________________
Dzisiaj króciutko, ale nie załamujcie się! Obiecuje, że następny rozdział będzie lepszy i dłuższy!
Te załamywanie. Tego - nie dedykuje, za dużo tych dedykacji ;_: A teraz - spadam! Baj!

12 komentarzy:

  1. Mina Marvela na gifie jest bezcenna XDDD
    Rozdział jest dobry :3 Ale Glimm mogłaby już umrzeć *buahahahaha*
    Baj XD
    Weny ; )

    OdpowiedzUsuń
  2. No ja też krótko bo spadam na basen :3. G strasznie mnie wkurza :0 ale wielki ukłon w twoją stronę za podjęcie się takiej postaci. Czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Prezentacja świetna. ^^
    Hehe wspomnienie strojów z 71 igrzysk jest ode mnie. Czuję ten swag. B|
    Eeeee..... to ja tylko weny życzę, bo nie wiem co jeszcze mogę tutaj napisać.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie chcę się powtarzać, ale dobra napiszę do raz kolejny: świetny rozdział :D Postać Glimmer mnie wkurza i mam nadzieję, że szybko umrze xD Nie mam weny na komentarze i sory, że są takie krótkie. Pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń
  5. Zmieniłam zdanie: jednak jej nie lubię xD Ale powtórzę: rozdział boski. Przecztałam rozdziały w chwilę i już zabieram się za następny ^^

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy

Zawodowcy